Z Elżbietą Kosińską – specjalistką z dziedziny zdrowego żywienia,
autorką wielu artykułów o candidzie, alergiach i nietolerancjach pokarmowych rozmawia
Agnieszka Olędzka
Agnieszka Olędzka: W ubiegłych numerach zastanawiałyśmy się nad tym, dlaczego Matka-Natura, która wytworzyła tyle skomplikowanych mechanizmów adaptacyjnych do najróżniejszych niesprzyjających warunków, nie przewidziała w naszej diecie przysłowiowego budyniu i innych przetworzonych produktów.
I dlaczego my jako inteligentne jednostki nie chcemy tego dojrzeć i konsekwentnie budujemy sektor przemysłu spożywczego produkujący pożywienie nienaturalnie przetworzone, bez wartościowych i odżywczych składników i z niekiedy nawet toksycznymi chemicznymi dodatkami.
Dlaczego nasze zbiorowe, a także indywidualne nawyki żywieniowe popychają nas ku jedzeniu tego, co nam szkodzi?
Elżbieta Kosińska: Może gdyby nasi przodkowie nie popełniali pewnych błędów dietetycznych to nam byłoby teraz łatwiej naturalnie się odżywiać.
Nawyki żywieniowe, szczególnie te ukształtowane w ciągu wieków są bardzo trudne do odrzucenia. Poza tym każdy z nas ma swoje własne nawyki żywieniowe kształtowane już od wczesnego dzieciństwa, które najczęściej są kontynuacją nawyków żywieniowych w danej rodzinie.
Może spróbujmy rozgrzeszyć choć trochę przodków biorąc pod uwagę okresy głodu, suszy, potop i inne trudne warunki do przetrwania podczas których musieli oni przyzwyczaić się do niefizjologicznych pokarmów lub zginąć jako gatunek.
Od czasów, gdy człowiek-zbieracz odżywiał się naturalnym nieprzetworzonym pokarmem, który doskonale służył jego organizmowi, upłynęło tysiące lat. Wiele plemion w poszukiwaniu jedzenia musiało opuścić ciepły dający w bród pożywienia klimat i znajdować inny rodzaj pokarmów.
Polowania dostarczyły pożywienia wysokobiałkowego. Uprawa zbóż pozwoliła nasycić się skrobiowym pożywieniem.
Zboże było pierwszym pokarmem, które pozwoliło plemionom-zbieraczom osiedlać się na stałe. Było sycące z powodu niespotykanej dotąd ilości skrobi.
Hodowla zwierząt wniosła do menu mleko. Być może, gdyby nie włączenie tych pokarmów do naszego jadłospisu – ludzkość nie przetrwałaby. Być może stworzylibyśmy zupełnie inną cywilizację nie opartą na ego, ale na całkiem innych naszych obecnie uśpionych, a nawet nieuświadomionych zdolnościach. Ale na pewno dzięki temu, że nasi pra..pradziadowie ufali swojemu instynktowi i nie lekceważyli jego znaków – przeżyliśmy jako gatunek.
Czy my – współcześni – możemy zaufać także naszemu instynktowi?
Czy umiemy rozpoznać te znaki, które nam daje organizm?
Jeśli odżywiamy się przetworzonym przemysłowo pokarmem z kartonika i z puszki, jadamy mrożonki, pijemy mleko – nawet najzdrowsze od wesołych krów i jednocześnie dominują w naszym menu potrawy gotowane – to obawiam się, że nasz instynkt został głęboko uśpiony. A znaki dawane nam przez organizm mogą być trudne do odczytania.
Na przykład, po zjedzeniu słodkiego batona zapadamy w stan błogiej senności, a po surówce z kapusty piecze nas żołądek. Odczytujemy to najczęściej tak, że przestajemy jadać kłopotliwą dla przewodu pokarmowego surówkę, a dożywiamy się batonem.
W jaki sposób odblokować i obudzić swój naturalny instynkt?
Aby ten instynkt działał i abyśmy mogli korzystać z podpowiedzi, nie obawiając się, że jest zafałszowana powinniśmy ożywić nasze zmysły: smaku i powonienia.
Po pierwsze, bardzo poważnie powinniśmy potraktować zmysł smaku. Jeśli coś nam przestaje smakować to lepiej przestać to jeść. Bariera smaku chroni nas bowiem przed przejadaniem się.
Jeśli coś zmienia smak na niedobry to znaczy, że organizm już nasycił się tym rodzajem pożywienia i nie potrzebuje już więcej składników odżywczych, w które bogaty jest dany produkt. Czyli dostarczamy tyle składników odżywczych, ile nam właśnie trzeba i odkładamy łyżkę na bok. Ale, rzecz dotyczy tylko surowego, nieprzyprawionego pożywienia – zawarte w nim aktywne enzymy komunikują się z naszym organizmem poprzez kubki smakowe. I dzieje się tak tylko wówczas, gdy jadamy pojedyncze produkty. Jeśli zmieszamy nawet najzdrowsze surowce w najzdrowszą surówkę to zestaw da nam odczucia zafałszowane, zagłuszy barierę smakową, sfałszuje zapotrzebowanie organizmu, nie da jasnego obrazu.
Dlatego jest tak istotne, aby jadać produkty oddzielnie. W ten sposób nie przejadamy się, a organizm nie ma zbyt wiele pracy w usuwaniu zbędnych części posiłku i może zminimalizować proces odtruwania. Wówczas wątroba, a także i inne organy trawienne nie są przeciążane. Procesy biologiczne przebiegają sprawnie i bez zakłóceń. Uaktywnia się system immunologiczny, w związku z tym organizm buduje lepszą odporność. Ciało ma do dyspozycji o wiele więcej energii, gdyż nie ma zatruwania ustroju substancjami odpadowymi. Następuje regulacja wielu procesów w organizmie, co daje możność odczytywania jego sygnałów bez zakłóceń i zafałszowań.
Bariera smaku u ludów pierwotnych byłą bardzo ważna. Oprócz bariery smaku mamy jeszcze barierę węchu. Dzieci instynktownie wąchają pożywienie. Nawet nam, dorosłym przychodzi ochota powąchać coś dokładnie, zanim weźmiemy to do ust.
To odzywa się – niekiedy szczątkowo – nasz instynkt. Nie wstydźmy się tego, wąchajmy nasz pokarm i gdy nie jesteśmy zadowoleni z sygnałów zapachowych – nie jedzmy go. Węch – to pierwszy zwiadowca.
To pierwszy krok na drodze odżywiania instynktownego?
Ten sposób odżywiania został po raz pierwszy opisany w latach osiemdziesiątych. Pewien szwajcarski fizyk (osoba o ścisłym umyśle) Guy-Claude Burger był ogólnie i przewlekle chory już w wieku 26 lat.
Dojrzawszy do zmiany stylu życia zaszył się na opuszczonej farmie, gdzie – nie mając sił ani energii nawet na proste czynności – jadł to, co znalazł na polu, w ogrodzie i w zakopcowanej spiżarni. Ilość i dobór tej surowizny dyktował mu zmysł smaku i węchu, wyostrzający się w trakcie jego pobytu na tym odludziu.
O dziwo, zdrowia i energii mu przybywało, zaczął więc wnikliwie przyglądać się swoim reakcjom i upodobaniom smakowym, notując jednocześnie potwierdzane spostrzeżenia. W ciągu kilkunastu lat (gdyż nawet po całkowitym uzdrowieniu nie wrócił do dawnych nawyków) powstała pokaźna dokumentacja poparta dostępnym uzasadnieniem naukowym. W 1983 roku Guy-Claude Burger wygłosił wykład na temat – jak to nazwał – instynktowego odżywiania czyli anopsologii. Wykład poparty osobistym przykładem, udokumentowany naukowymi obserwacjami poruszył naukowców zgromadzonych na konferencji.
Świat lekarski zainteresował się nową nauką o żywieniu – anopsologią. Zaowocowało to powstaniem na terenie Francji i Kanady kilku ośrodków leczenia anopsologicznego. W Kanadzie także wyszło kilka książek dotyczących tej wiedzy. To, co było oczywiste dla naszych protoplastów, ludzi pierwotnych, po wielu badaniach i obserwacjach medycznych stało się prawdą – nową dziedziną wiedzy dietetycznej także dla współczesnego społeczeństwa. Słowo anopsologia pochodzi z greki: an oznacza zaprzeczenie, a opson – przygotowane pożywienie.
Czy przejście na instynktowne odżywianie jest łatwe?
Anopsologia jest trudna i łatwa zarazem. Łatwa, bo niby cóż może być trudnego w kierowaniu się zmysłem smaku?
Ale już pierwsza trudność polega na tym, że na ogół – tak jak mówiłam wcześniej – mamy smak zakłócony i dopóki powoli nie wrócimy do naszego pierwotnego instynktu, to możemy dzięki naszym upodobaniom smakowym zejść na manowce, nawet jedząc zdrowe, surowe pożywienie.
Czasami jakiś rodzaj pokarmu chodzi za nami bardzo długo i dopóki go nie zjemy nie daje on nam spokoju. A po zaspokojeniu naszej instynktownej zachcianki zapominamy o nim na dłuższy czas. To są zaczątki, pierwsze rozpoznanie.
Jak możemy zacząć?
Nie jest to proste, bowiem w naszej pamięci funkcjonuje wiele reguł, prawd, aksjomatów, chociażby ten, że ugotowane pożywienie jest bardziej wartościowe niż surowe.
Te zapamiętane przez nas stwierdzenia nie pozwalają nam bez obaw, a nawet zdziwienia zdać się na sygnały z organizmu.
Na przykład w literaturze medycznej opisywany jest przypadek kobiety przykutej do wózka inwalidzkiego, w szpitalu leczącym w oparciu o instynktowne żywienie, która przez wiele dni odżywiała się tylko surowymi żółtkami jaj.
Lekarze badali jej poziom cholesterolu, a kobieta po przyjętej intuicyjnie przez swój organizm kuracji żółtkowej wstała z wózka i wyszła na własnych nogach…
Pierwszy krok…
Niewątpliwie pierwszym krokiem, bez którego niemożliwe będzie odżywianie instynktowne jest odstawienie mleka i jego pochodnych, nawet tych najbardziej naturalnych.
Dlaczego? Z powodu uwarunkowań ewolucyjnych. Z punktu widzenia naszej ewolucji człowiek udomowił zwierzęta nie tak dawno, a więc zaczął pijać mleko całkiem niedawno, a ponadto tylko w okresach naturalnej laktacji krów. Dopiero człowiek współczesny nauczył się pozyskiwać mleko przez cały rok.
Mleko powoduje nietolerancję, alergię i zawsze zaburza naturalne procesy trawienia w organizmie. Drugi krok – to odstawić wszystkie pieczone i gotowane mieszaniny zbożowe. Należy robić to stopniowo.
Najpierw wyeliminować te pieczone – czyli chleb, później kasze, makarony i inne produkty ze zbóż. Nie możemy zbyt nagle przejść na surowe odżywianie, bowiem trzustka może tego nie wytrzymać. Wiele osób mających osłabione funkcje trzustki niezbyt dobrze toleruje surowe pożywienie.
W okresie przygotowania gotujemy stopniowo, coraz krócej. Na przykład, zupy nie gotujemy już 30 minut, ale rozdrabniamy warzywa i gotujemy je 5 minut. Później możemy też jakiś czas jadać zupy przyrządzone z drobno zmiksowanych warzyw zalanych wrzątkiem.
Czyżby ogień umożliwiający ugotowanie pokarmu nie był błogosławieństwem bogów?
Prawdą jest, że gotowanie pożywienia ułatwia nam trawienie pokarmu, ale jest to prawda tylko częściowa, jako że obserwując efekty trawienia w jego końcowej fazie okazuje się, że gotowane pożywienie nie trawi się do końca.
Natomiast surowe potrafi strawić się całkowicie. Surowe pożywienie ma zdolność do autolizy czyli do samotrawienia, pod warunkiem, że to samotrawienie zostanie zaindukowane. A induktorem są nasze soki trawienne, wydzielone w odpowiednio dużej ilości.
A więc, nasze soki trawienne dają impuls, na skutek którego następuje samotrawienie surowego pożywienia, dopełniające całość przemiany. Natomiast proces rozkładu gotowanego pokarmu bazuje wyłącznie na naszych własnych enzymach trawiennych.
Tak więc obserwacje procesu trawienia dostarczyły naukowcom dowodów na to, że wprawdzie, gdy zjadamy pokarm gotowany przyspieszamy początek procesów trawiennych, ale końcowa faza wykazuje zakłócenia. Wprawdzie uzyskujemy też przy okazji sporą ilość energii cieplnej pochodzącej z gotowania tego pokarmu, co poniekąd w naszym niezbyt ciepłym klimacie jest nam potrzebne, ale jednocześnie pozostają te niedotrawione, drobne przenikające przez jelita resztki, z którymi organizm musi się jakoś uporać. Jednocześnie w naszych jelitach namnażają się różne patogenne drobnoustroje, które żerują na tych pozostałościach, a przy okazji ich odchody skutecznie zatruwają nasze ciało przenikając przez nieszczelną barierę jelitową.
Organizm mobilizuje dodatkową energię i szereg enzymów odtruwających, aby się tego wszystkiego pozbyć.
Zjadamy więc gorącą zupę, aby się rozgrzać, czujemy jak ciepło przyjemnie rozlewa się po całym ciele i…
Ciepło pochodzące z gorącej zupy ogrzewa doraźnie nasz organizm, co w zimne dni jest przyjemne, dodajemy sobie energii zewnętrznej. Ale przenikanie toksyn z niedotrawionego pokarmu powoduje upośledzenie krążenia energetycznego i zaczynamy odczuwać zimno.
Zjadamy więc znów gorący posiłek i… w ten sposób mamy już określony profil naszej egzystencji. Gdy jesteśmy już przyzwyczajeni do właściwości gotowanego pokarmu, to p[o zjedzeniu surowego posiłku będziemy odczuwać wewnętrzny chłód. Taki pokarm mniej nam smakuje i nie czujemy się po nim w pełni nasyceni.
Lekarze zajmujący się medycyną chińską zalecają gotowane posiłki – szczególnie zimą – ze względu właśnie na wychładzające właściwości pokarmów surowych.
Wiele osób ma osłabione organy trawienne, a szczególnie trzustkę, która wydziela różne niezbędne do trawienia soki. Trzustka nie mogąc sobie poradzić z nienadtrawionym przez ogień pożywieniem bardzo często odmawia posłuszeństwa.
Wówczas nie pozostaje nam nic innego jak pozostać przy pokarmie gotowanym, który nie wymaga tak wielu enzymów. I za jakiś czas znów delikatnie spróbować przestawienia, najlepiej późną wiosną.
Ujmijmy w punkty wymogi instynktownego odżywiania.
- Cały pokarm jemy na surowo – czyli wszystko to co możemy w ten sposób zjeść.
- Wszystko jadamy oddzielnie.
- Jemy do momentu, gdy dany pokarm przestaje nam smakować.
- Gryziemy, a nie rozdrabniamy w mikserze czy nożem. Podyktowane jest to tym, że w rozdrobnionych i pozostawionych na jakiś czas warzywach warzywach uwolnione z ich tkanek enzymy mogą zmieniać smak i jakość pokarmu. Ale przy licznych ubytkach, czy kłopotach z uzębieniem lepiej jednak skorzystać z rozdrabniacza.
- Unikamy srebrnych platerów, gdyż mogą one spowodować blokadę enzymatyczną w pokarmach.
Początek diety anopsologicznej wywołuje na ogół objawy podobne do tych, które występują w pierwszych dniach głodówki. Organizm zaczyna się intensywnie oczyszczać, mogą wystąpić bóle głowy, dolegliwości jelitowe.
Co daje instynktowne odżywianie?
Dobre samopoczucie, życie bez chorób.
Są przypadki – przytaczane w literaturze naukowej – cofnięcia się pod wpływem takiego odżywiania wielu chorób, na przykład: cukrzycy, hipoglikemii, stwardnienia rozsianego, nowotworów, astmy, alergii, nadciśnienia.
Kobiety odżywiające się instynktownie rodzą dzieci o wiele mniej boleśnie i w sposób korzystniejszy dla dziecka. Poprawia się stan skóry włosów, paznokci, znika nadwaga, zanika celulitis. Często rozwiązują się same problemy różnych nałogów.
Rozmowy będziemy kontynuować. W następnym numerze ciąg dalszy o rafinadach przemysłowych. A już niebawem nie poruszany dotąd w rodzimej prasie temat pleomorfizmu mikroorganizmów w naszym ciele.