Wewnętrzne Przemiany, czyli co widać w ciemnym polu

Z Elżbietą Kosińską – specjalistką z dziedziny zdrowego żywienia,
autorką wielu artykułów o candidzie, alergiach i nietolerancjach pokarmowych rozmawia

Agnieszka Olędzka

 

 

Nasza planeta i ludzkie ciało są zbudowane z tych samych składników. Skutkiem skażenia środowiska na Ziemi jest zachwianie równowagi całej planety, co objawia się, na przykład, odstępstwem zjawisk klimatycznych od dawno ustalonego wzorca, czy kwaśnymi deszczami. Podobne zjawiska zachodzą w ludzkim ustroju i miliony ludzi na świecie – podobnie jak nasza Matka Ziemia – cierpią z powodu kwaśnych deszczów w ciele człowieka.

Agnieszka Olędzka: W ubiegłym numerze rozmawiałyśmy o instynktownym odżywianiu i jego dobroczynnym wpływie na zdrowie. Wcześniej zastanawiałyśmy się dlaczego nasze zbiorowe, a także indywidualne nawyki żywieniowe popychają nas ku jedzeniu tego, co nam szkodzi.
Dzisiaj będziemy rozmawiać o „polimorfizmie” mikroorganizmów w naszym ciele.
Nasz organizm jest miejscem bytowania miliardów drobnoustrojów.
Może to obecność w nas tych innych wpływa na nasze zachowania i nasze dietetyczne nawyki?
Spróbujmy się trochę pousprawiedliwiać…

Elżbieta Kosińska: Można powiedzieć, że jesteśmy swoistą alchemiczną bazą, przyczółkiem dla wielkiej ilości różnych żyjątek.
Z niektórymi z nich zapoznaliśmy się już na lekcjach biologii w szkole: z pasożytami , grzybami, bakteriami, wirusami. Ich obecność postrzegamy na ogół negatywnie, gdyż prawie zawsze jest ona związana z przykrymi konsekwencjami w postaci różnych dolegliwości.
W naszym organizmie bytują także mikroorganizmy, których działanie nauka uznaje za pozytywne. Ich obecność pomaga w funkcjonowaniu organizmu, można nawet powiedzieć, że bez nich organizm by sobie nie poradził. Są to, na przykład, drobnoustroje bytujące w jelitach: produkujące witaminę K , pomagające wchłaniać składniki pokarmowe oraz wspomagające naszą odporność..
Jednakże, jak pokazują najnowsze badania wykonane dzięki specjalnej aparaturze, inne pożyteczne twory , bez których nie możemy żyć, w pewnych warunkach mogą stawać się bardzo niebezpieczne. I to my sami stwarzamy im warunki do takiej zmiany.

Czyżbyś chciała powiedzieć, że my sami hodujemy, począwszy od poczęcia, bez żadnego zarażenia się niczym, różne niebezpieczne twory w naszym ciele?

Zdawałoby się, że jest to wielka herezja naukowa i gdy ktoś wygłasza takie twierdzenia, narażony jest na ogromny ostracyzm środowiska medycznego. Ale na szczęście, technika dostarczyła nam narzędzie, które to zjawisko pozwala zbadać i potwierdzić: mikroskopię w ciemnym polu, zwaną też testem na żywych komórkach.
Jest to metoda polegająca na badaniu żywej kropli krwi za pomocą mikroskopu, obecnie sprzężonego z monitorem. Badana tak próbka oświetlona jest światłem padającym równolegle do szkiełka, na którym została umieszczona.

I cóż udało się dojrzeć w ciemnym polu?

Otóż już w 1916 roku bakteriolog, doktor Gunther Enderlein, który zajmował się drobnoustrojami wywołującymi tyfus, badając krew odkrył między czerwonymi krwinkami poruszające się maleńkie drobinki.
Nie potrafił wyjaśnić tego zjawiska do czasu, gdy zetknął się z pracami Antione’a Bechampa z 1883 roku, w których naukowiec ten postulował, że komórki wszystkich zwierząt i roślin zawierają cząstki przypominające miniaturowe ziarenka i że cząstki te żyją nadal, choć same komórki giną.
Dr Enderlein nazwał te białkowe cząstki endobiontami lub protitami. Według niego spełniały one rolę regulatorów w komórkach i płynach ciała. Badacz ten odkrył, że gdy środowisko biologiczne ustroju odbiega od normy, endobionty łącząc się zaczynają zwiększać swoje rozmiary i ulegać przekształceniom. Mówiąc wprost, endobionty nie są drobnoustrojami, którymi zakażamy się z zewnątrz, ale istnieją w organizmach wszystkich ssaków od chwili ich narodzin, egzystując tam symbiotycznie od czasu pradawnych er geologicznych.
Dr Enderlein uważał, że endobionty przekształcają się do formy toksycznej dla organizmu gospodarza wtedy, gdy jego wewnętrzne środowisko biologiczne uległo zakłóceniu, a homeostatyczne procesy regulacyjne nie są dostatecznie wydajne. Wysnuł wniosek ( sprzeczny z obowiązującym ówcześnie w medycynie, ale także i dzisiaj, po niemalże półwieczu ) że nasza krew wcale nie jest sterylna.

Obecnie obowiązujący światopogląd medyczny mówi, że jeżeli krew nie jest sterylna, to znaczy, że jest zakażenie we krwi i że spowodowały to mikroby, które trzeba bardzo szybko zniszczyć, usunąć ze krwi.

Okazuje się jednak, że krew z natury nie jest sterylna, w ogóle nic, co żywe nie jest sterylne. Otóż w naszej krwi bytują bardzo niewielkie twory, w porównaniu z nimi komórka jest olbrzymem. Twory te – jak już powiedziałam – profesor nazywał endobiontami, albo żywymi zarodkami roślinnymi.
Endo – bo znajdują się wewnątrz krwi, a bionty – bo służą naszemu życiu. Uczestniczą one w przemianie komórkowej, stymulują nasze komórki do podziałów, do prawidłowej przemiany, do prawidłowego pobierania składników odżywczych itd. Czyli już na poziomie najmniejszej komórki jesteśmy z nimi w symbiozie.
W ciemnym polu widać cały mikrokosmos osocza, jeśli człowiek jest zdrowy widać tam „mgławicę” endobiontów, która się porusza i ciągle zmienia, oprócz tego gdzieniegdzie widzimy krwinkę białą i dużo erytrocytów.
Natomiast  rzadziej rozmieszczone są elementy białek czy układu odpornościowego. Ja, obserwując obraz swojej krwi,  byłam wręcz zafascynowana patrząc na ekran komputera, gdzie mnóstwo drobinek drgało, przepływało, niemalże tańczyło. Tak prezentuje się zdrowa krew bezpośrednio po pobraniu jej z ciała.
Ale dr Enderlein i jego następcy obserwowali taką, wyjętą z ciała krew, o wiele dłużej… Po pewnym czasie coś zaczyna się zmieniać, gdyż zmieniają się warunki: krew nie otrzymuje świeżej porcji tlenu ani składników odżywczych. Cała struktura zaczyna powoli obumierać, ale zanim to nastąpi, każdy ze składników krwi broni się najdłużej jak może. A największą siłę obronną mają właśnie te malutkie endobionty. Otóż w niekorzystnych dla siebie warunkach endobionty zmieniają swój charakter – żeby przeżyć, „zbierają się do kupy”, niejako klastrują. Przy zagrożeniu zaczynają działać zespołowo budując różne twory, które, nie mając wprawdzie błony komórkowej i jądra, w swoim działaniu i strukturze zaczynają coraz bardziej upodabniać się do komórek.

Czyli z przyjaciół przekształcają się we wrogów?

Dr Enderlein zaobserwował tak zwane cykloidy – rozwój form pierwotnych w trzech kierunkach.
To, w jaką stronę pójdzie ten rozwój, uwarunkowane jest wieloma czynnikami. Endobionty potrafią rozwinąć się w różne formy patogenne w zależności od stopnia i rodzaju zaburzenia naszego środowiska wewnętrznego, tak samo poniekąd podyktowane jest to genetyką, gdyż niektóre typy łatwiej wytwarzają podłoża utleniające, inne typy podłoża redukcyjne. Endobionty broniąc się przed wszystkimi niekorzystnymi zmianami, mogą zmieniać się przez formy niepatogenne w kierunku form patogennych, czyli chorobotwórczych, na przykład w kierunku grzyba, który nazywa się Mucor Racemosus. Inne formy przekształcają się w kierunku grzyba Penicilium Notatum, Aspergillus Niger lub drożdżaka Candida.*

Czyli, aby rozwinęła się w naszym organizmie candidoza, czy inne grzybice – choroby obecnie bardzo popularne – żeby zaczęła nas ogarniać pajęcza sieć grzybowa, wcale nie musimy się zarazić?

Niekoniecznie. Różne mikroorganizmy, bakterie, wirusy i grzyby są obecne w naszym środowisku wewnętrznym i zewnętrznym przez cały czas. Przeważnie są dla nas obojętne, a często nawet przyjazne – np. pierwotna, fizjologiczna forma Candidy wiąże metale ciężkie w naszych jelitach.
Tak samo endobionty – są przyjaciółmi, dopóki nasze środowisko wewnętrzne jest fizjologiczne, zdrowe. Jeżeli natomiast razem z pokarmem  (czy inną drogą) wprowadzimy do organizmu substancje, które będą dla niego trucizną, ponieważ zmienią zarówno pH organizmu jak i inne ważne dla niego parametry, wpłyną na metabolizm, wówczas także zmieni się charakter endobiontów i zaczną one upodabniać się do wyżej zorganizowanych, patogennych form.

Co może wpływać na te przemiany?

Najbliższa koszula ciału.. a więc permanentny wpływ ma niefizjologiczne odżywianie się, o czym nieustająco mówimy na łamach Wegetariańskiego Świata. Przy czym – czy zatruwamy się świadomie, czy nieświadomie – tego nasz organizm nie rozróżnia. Tak więc, nawet jeżeli mamy dobre chęci, jeżeli na przykład matka daje dziecku mleko – według zaleceń oficjalnej nauki i reklamy: pij mleko będziesz wielki – to endobionty nie zareagują na dobre chęci, tylko na określone warunki, które wytworzą się w organizmie po spożyciu tego produktu.
Na szczęście organizm, szczególnie dziecka, ma ogromne możliwości samooczyszczania się i naprawiania, tak więc jeśli jako bazę dostarczymy mu w końcu zdrowego, fizjologicznego pożywienia, prawdopodobnie sobie poradzi.

Czytelnicy mogą podejrzewać, że opowieść ta jest scenariuszem filmu science fiction.

W 1997 roku prof. Stanley B. Prusiner, neurolog i biochemik z uniwersytetu w Kalifornii, otrzymał nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny za odkrycie prionów. Prof. Prusiner definiuje prion jako małą, białkopodobną, zakaźną cząstkę nie zawierającą materiału genetycznego w przeciwieństwie do znanych czynników zakaźnych, czyli bakterii i wirusów.
W zwykłych warunkach priony są nieszkodliwe, lecz – podobnie jak endobionty – przekształcają się w duże, toksyczne, nieprzyjacielskie struktury białkowe, gdy ich środowisko biologiczne się pogarsza.
Związek między odkryciami dr Enderleina i prof. Prusinera jest oczywisty. Podejście różni się ze względu na ogromną przepaść w technologii, przyrządach i metodach stosowanych na początku XX wieku, a obecnie. Różna jest również terminologia, ale odkrycia obu badaczy mają wiele wspólnego i trzeba je tylko odpowiednio zestawić, by odkryć dużą zbieżność.

Jak powiedział jeden z naukowców: Koncepcja ta jest niczym przeskok kwantowy w mikrobiologię XXI wieku, który można przyrównać do przesunięcia paradygmatu w fizyce, polegający na przejściu od nauki Newtona do posteinsteinowskiego stanu w tej dziedzinie. Podstawowe koncepcje bakteriologiczne, będące wyrazem aktualnych trendów w medycynie, są użytecznymi modelami w odniesieniu do typowych chorób zakaźnych, są jednak zupełnie bezużyteczne w wyjaśnianiu takich stanów chronicznych, jak rak czy choroba serca.
Narodziły się hipotezy, że zmiany w wewnętrznym środowisku biologicznym ludzkiego organizmu, polegające na wzroście jego kwasowości i powstawaniu większych ilości wolnych rodników mogą sprzyjać powstawaniu rezonansu elektronowego w prionach, które przekształcają się wtedy w większe, nieprzyjazne cząstki; cząstki te obarcza się odpowiedzialnością za rozwój chorób chronicznych.
Te szkodliwe priony, czy też zaawansowane stadia endobiontów wskazujące na toksyczne środowisko, obserwuje się często na fotografiach mikroskopowych w ciemnym polu jako duże, pałeczkowate twory.

Jakie wnioski można sformułować przy obserwacji krwi w ciemnym polu?

Na przykład, przy obserwacji krwinek czerwonych, których głównym zadaniem jest przenoszenie tlenu z płuc do pozostałych części ciała, u zdrowych osobników widzimy okrągłe i równo ukształtowane czerwone krwinki swobodnie pływają w osoczu. Różnią się  one wyraźnie od krwinek osoby cierpiącej z powodu chronicznego zmęczenia.
Na podstawie pogłębionej analizy obrazu możemy określić równowagę kwasowo-zasadową, poziom hiperproteinemii czyli nadmiaru białka we krwi, stopień degeneracji krwi i być może, także nadmiernego rozrostu grzybów.

Co to jest hiperproteinemia? 

Hiperproteinemia jest to stan, w którym we krwi występuje nadmiar nisko cząsteczkowego białka lub wolnych aminokwasów. W takim przypadku czerwone krwinki zlepiają się, tworząc skupiska zwane rulonami. Powierzchnia wszystkich czerwonych krwinek obdarzona jest zwykle ładunkiem dodatnim, wobec czego w normalnym stanie odpychają się one nawzajem i pływają pojedynczo, a cała ich powierzchnia jest wykorzystana do transportu tlenu. Jeżeli jednak we krwi jest nadmiar białka obdarzonego ładunkiem ujemnym, jego cząsteczki łączą się z czerwonymi krwinkami, które tracą swój ładunek i możliwość odpychania się wzajemnie. W ten sposób powstają skupiska krwinek pokrytych cząsteczkami białka. Takie krwinki mają ograniczoną zdolność przenoszenia tlenu. Tak więc zaburzony metabolizm wywołany alergią lub nietolerancją pokarmową, nieszczelne jelita, nierównowaga flory jelitowej lub po prostu namiar białka w spożywanych pokarmach może prowadzić do skupiania się czerwonych krwinek w rulony.

Następstwem tego jest niedostateczne dotlenienie narządów i tkanek, co wywołuje zmęczenie, zwiększone ryzyko zatorów w układzie sercowo-naczyniowym, zaburzenia krążenia oraz zjawiska degeneracyjne w tkankach. Obecność rulonów czerwonych krwinek wskazuje również na obecność niezmetabolizowanego białka w innych płynach ciała.
Należy pamiętać, że w rozlicznych jamach ciała zawierających płyny ma miejsce wymiana materiału biochemicznego, a przenikalność rozpuszczonych substancji przez ściany jam jest odwrotnie proporcjonalna do stężenia białka. Z tego powodu nadmierna ilość białka upośledza transport materiału komórkowego. Skutkiem takiego stanu jest zmniejszone utlenianie komórkowe, brak tlenu i zatrucie komórek przez toksyny metaboliczne, co w  rezultacie prowadzi do występowania zmęczenia, przedwczesnego starzenia się i degeneracji komórek.
Hiperproteinemia może również prowadzić do zaburzeń wynikających z demineralizacji, np. osteoporozy.

O osteoporozie oficjalna medycyna mówi, że jest to choroba spowodowana niedoborem wapnia.

To prawda, ale ten niedobór najczęściej występuje z powodu niemożności wchłonięcia lub zagospodarowania wapnia przez organizm, mimo że dostarczamy go pod dostatkiem.
Tak więc wszelkiego rodzaju suplementy wapniowe nie skutkują, jeżeli nie jest zachowana równowaga pozostałych składników.
Prześledźmy ten proces. Aminokwasy i nisko cząsteczkowe białko posiadają ładunek ujemny i wiążą się z solami mineralnymi obdarzonymi ładunkiem dodatnim (chelatują je), co sprawia, że sole te nie mogą być prawidłowo wykorzystane przez organizm. Chodzi tu przede wszystkim o kompleksy tworzone poza jelitami.
Tak więc długotrwałe spożywanie nadmiaru białka może spowodować niedobór magnezu i wapnia w kośćcu i jednoczesne odkładanie się wapnia w innych tkankach. Wapń odłożony w naczyniach krwionośnych powoduje ich sztywnienie i arteriosklerozę, czyli choroby serca, a złogi wapniowe w tkankach miękkich (np. w nerkach) zakłócają funkcjonowanie różnych narządów.  Ciągłe suplementowanie wapniem w sytuacji, gdy organizm nie jest w stanie go właściwie spożytkować, bywa bardzo szkodliwe.

Patrząc na ten przykład można sformułować wniosek ogólny, że przyjmowanie wyizolowanych chemicznie witamin czy mikroelementów, bez ich całości pokarmowych może bardziej zaszkodzić niż pomóc w ogólnym funkcjonowaniu.

Nie ma tu sztywnej reguły. Na szczęście – jak już powiedziałam – organizm ma duże możliwości usuwania niekorzystnych składników, jeśli proces ich powstawania czy dostarczania do wewnątrz nie ma charakteru ciągłego.
Generalnie odczyn pH w komórkach powinien być lekko alkaliczny i mieścić się w przedziale 7,28 – 7,45, co zapewnia normalne funkcjonowanie komórek. Aby utrzymać ten lekko alkaliczny odczyn, nadmiar kwasów musi być cały czas wydalany wraz z moczem.
Istotnym źródłem odczynu kwaśnego organizmu jest proces fermentacyjny zachodzący w jelitach, a jego skutkiem jest wytwarzanie nadmiernej ilości kwasu mlekowego. Źródłem procesu fermentacyjnego jest m.in. spożywanie nadmiernej ilości cukrów oraz niewłaściwe połączenia pokarmowe.
W organizmie osoby z nieprawidłową florą w jelitach, w wyniku procesu fermentacyjnego powstaje z cukrów więcej kwasu mlekowego. Zjawisko to odgrywa znaczącą rolę w rozwoju permanentnej nadkwaśności u niektórych osób. Jeśli kwasowość jest zbyt duża, następuje mutacja i następnie inwazja endobiontów na czerwone krwinki – powstają pałeczki „bakteryjne”. Gdy komórki nie otrzymują dostatecznej ilości tlenu, koniecznością staje się wówczas beztlenowa przemiana materii. W takich warunkach wzrasta wytwarzanie kwasu mlekowego, co sprzyja rozwojowi patogennych stadiów endobiontów. Wielkość pałeczkowatych tworów jest wprost proporcjonalna do stopnia toksyczności środowiska wewnętrznego.

Czyli – można powiedzieć – większość chorób powstaje na tle nierównowagi komórkowej.
Spróbujmy prześledzić hipotetyczny rozwój choroby od pałeczkowatych tworów pojawiających się w komórce.

Gdy nerki, których zadaniem jest eliminacja z organizmu szkodliwych substancji, są przeciążone pracą, funkcję tę przejmują inne narządy.
Chronicznie mocno kwaśny mocz może wywołać przewlekłe zapalenie pęcherza, infekcję narządów płciowych, ciągle podrażnienie prostaty.
Natomiast żołądek będzie próbował pozbyć się nadmiaru kwasów uwalniając kwas solny również wtedy, gdy nie zachodzi potrzeba trawienia pokarmu, co stanie się przyczyną wrzodów żołądka i dwunastnicy. A skutkiem wydzielania przez skórę kwaśnego potu może być występowanie egzemy i podrażnień skórnych. Do wydzielania kwasów może być również zaangażowana błona śluzowa układu nosowo-oskrzelowego, co prowadzi do wytwarzania zwiększonej ilości wydzieliny oskrzelowej oraz lepkiego śluzu zatokowego z tendencją do nawracającego zapalenia oskrzeli lub zatok, a nawet astmy.
Zespół podrażnionego jelita jest jeszcze jednym objawem nadkwaśności w układzie żołądkowo-jelitowym. Organizm uwalnia nadmiar kwasu również przez jelito cienkie, co mocno zakłóca końcowy etap trawienia białek i węglowodanów. Kwas ten może być zneutralizowany tylko wtedy, gdy w układzie jest dostatecznie dużo soli mineralnych i błonnika pokarmowego, z którymi może on się związać i być wydalony wraz ze stolcem.

Inny przykład przedstawia mechanizm powstawania niektórych schorzeń układu krążenia. Płytki krwi, odpowiedzialne za jej krzepliwość, uaktywniając się wydzielają zawartość swoich ziarnistości powodując przy tym miejscowe zwężenie naczyń krwionośnych.
Płytki stają się przy tym lepkie i zaczynają agregować, tworząc skupiska posiadające zdolność całkowitego zablokowania nie tylko wąskich naczyń włosowatych, ale także naczyń o szerszym przekroju. Agregację (zlepianie) płytek obserwuje się często we krwi osób ze słabym krążeniem oraz z wysokim ciśnieniem krwi.
Stan agregacji od łagodnego do średniego może być również skutkiem okresowego stresu. Natomiast silna agregacja płytek krwi grozi zablokowaniem naczyń krwionośnych, w tym powstaniem zakrzepu z zatorami i innymi zaburzeniami układu sercowo-naczyniowego.
Znalezienie przyczyn tego stanu nastręcza wielu trudności, ale wiadomo już, że silną agregację płytek krwi wywołuje długotrwały stan zapalny, a czynnikami sprawczymi jest m. in.  palenie tytoniu, nawracające infekcje, choroba nowotworowa, chroniczny stan stresu lub nadwrażliwy układ odpornościowy, który kojarzy się z alergią, nieszczelnymi jelitami oraz nadmierną obecnością drożdżaka Candida albicans w organizmie. A’propos płytek krwi – jeszcze na początku dwudziestego wieku oficjalna nauka medyczna traktowała te twory jako nic nie znaczące śmiecie zawarte w osoczu… czyli tak samo, jak do dziś traktuje endobionty.

Jakim pozytywnym przesłaniem możemy zakończyć tą rozmowę?

Może hasłem:

Nasze zdrowie w naszym pożywieniu

Możemy w dużej mierze uniezależnić się od chorób, lekarzy, większości medi-biznesu fizjologicznie odżywiając swój organizm.
Ograniczone zostaną skomplikowane i kosztowne badania, które z racji różnego rodzaju promieniowania, czy wprowadzania chemicznych czynników do organizmu też mogą przykładać się do stanu nierównowagi.
Nie usprawiedliwiajmy się tutaj niemożnościami spowodowanymi zatruciem środowiska naturalnego. Jest to przyczyna ważna, ale z punktu widzenia komórki bardziej pośrednia. Wszyscy propagatorzy leczenia na poziomie komórkowym twierdzą, że bez odpowiedniej diety nie ma  możliwości rozpoczęcia marszu ku zdrowiu. Pierwsze kroki to odstawienie schemizowanego mięsa i mleka, izolowanych cukrów oraz gamy sztucznych tworów przemysłu spożywczego, a także dbanie o dobrą jakość wody, spożywanej w każdej postaci.
Niektórym lepiej posłuży zmiana stopniowa. Z czasem organizm ma coraz większą możliwość „przejęcia dowodzenia” i z wdzięcznością z niej korzysta.

*Dostępne na rynku (także polskim) preparaty izopatyczne, zawierające struktury w.wym. mikroorganizmów, skutecznie pomagają w odwracaniu procesu mutacji endobiontów.

Rozmówczyni dziękuje bardzo P. Ewie Suskiewicz za udostępnienie tłumaczenia artykułu dot. testów na żywych komórkach.

 

Wegetariański Świat nr 92/kwiecień-maj 2004